Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Małżeństwo z Łabiszyna: Mają swoje pasje. Irena kolekcjonuje lale. Ma ich 160! [zdjęcia]

Iwona Góralczyk
Iwona Góralczyk
Irena Lewandowska z Łabiszyna i jej pierwsza lala kupiona przez córkę w Anglii. (Na kolejnych zdjęciach pani Irenka z mężem Jurkiem na tle swoich kolekcji).
Irena Lewandowska z Łabiszyna i jej pierwsza lala kupiona przez córkę w Anglii. (Na kolejnych zdjęciach pani Irenka z mężem Jurkiem na tle swoich kolekcji). Fot. Iwona Góralczyk
Jest z kim tańczyć! Bo i chłopcy tu są! - mówi ze śmiechem pan Jurek, gdy jego żona Irenka prezentuje swoją kolekcję 160 porcelanowych lalek.

Lewandowscy - Irena i Jerzy - to równolatkowie, dziś już emeryci.

Poznali się w podstawówce. - Stara miłość nie rdzewieje - przyznają.

Mieszkają w bloku na obrzeżach miasta. Do zielonych płuc Łabiszyna mają stąd żabi skok. Właściwie to skrawek lasu widzą, gdy siedzą przy kuchennym stole. Stąd zresztą jest też panorama na gwarne podwórko, wyjątkowo w tym roku opustoszałe.

- Tu u nas dzieciaki biegają, spotykają się. Nie to co w Anglii. Tam takich sąsiedzkich przyjaźni nie ma - zauważają. A wiedzą to dobrze, bo jeżdżą do swoich najbliższych. - To już piętnaście lat jak syn i córka wyjechali za granicę. Tam też przyszły na świat ich dzieci.

Tam też, właśnie w Anglii, narodziła się pasja pani Irki.

- Pojechałam do córki Basi. W ogóle przed pandemią bywałam u nich 3,4 razy w roku.
- Byłyśmy na spacerze po Norwich. I nagle zobaczyłam na wystawie piękną lalę. Mówię: "Wiesz, jak ona mi się podoba?!". A córka długo się nie zastanawiała: "To ci kupię!" - powiedziała.

- To nie był jakiś wyszukany sklep ani kosmiczna cena. Chodziło o kilka funtów. Lalka miała piękną suknię, strojną, jak na bal, a może na ślub?

- Przyjechałam z nią do Łabiszyna. I się zaczęło!

- Z każdego kolejnego wyjazdu przywoziłam nowe lalki. Śmieję się, że wnukowie dobrze teraz wiedzą, co babci kupić. Nierzadko moja córka słyszy: "Mamo! A tę lalkę dla babci może też kupimy?"

Nazbierało się ich 160! Najwięcej z Anglii, choć są też z Holandii i Polski, ściślej Bydgoszczy, gdy działała jeszcze hala targowa na Placu Kościeleckich.

- Czy ja się w tej kolekcji zatrzymam? Ależ skąd! Zamierzam ją powiększać - mówi łabiszynianka.

W ogóle Lewandowscy, co widać już na pierwszy rzut oka, to ludzie pogodnie nastawieni do życia. - My nie mamy czasu chorować, nawet myśleć o chorobach - mówi Irena, a Jerzy dodaje: - Mnie co najwyżej nogi trochę, ale tak to niiiic!!

Łza kręci im się tylko w oku, gdy mowa o dzieciach, które są daleko... Ale szybko wracają do swoich pasji.

- W tych lalkach to są chyba wszystkie modele. Od siostry zakonnej po klęczącego aniołka. Głowy, dłonie, stopy - to jest z porcelany. Reszta, wiadomo, różne miękkie materiały. One mają certyfikaty rozmaitych firm - włoskich, angielskich. I są z serii limitowanych.

Wnuki Lewandowskich, gdy przyjeżdżają na wakacje, a także dzieci i wnuki znajomych doskonale wiedzą, że lalki należą do babci i trzeba się z nimi obchodzić ostrożnie. - Kiedyś ktoś coś źle chwycił, uszkodziła się noga. Inna lalka spadła i zniszczył się policzek. Ale mąż naprawił.

- Natomiast ta lalka, niech pani spojrzy, ta ma plasterek na nodze. I on tu jest specjalnie. Bo to model płaczący. Ona płacze wielkimi łzami.

- Ta z kolei jest z melodią. Już zarezerwowana dla wnuczki, jako pamiątka.

- Spośród tych 160 tylko jeden model się powtarza.

- Czy mam ulubioną? Nie - mówi Irena zdecydowanie. - Wszystkie lubię tak samo - podkreśla, wymieniając niektóre po imieniu.

- Kiedyś pojechałam do Anglii i wnuczka mówi: "Babciu, mama kupiła ci taką specjalną lalkę". I mi pokazują siostrę zakonną! A ja się do nich śmieję: "A księdza nie było?!"

- Ja to żonę podziwiam - przyznaje Jerzy. - Widziałaby pani, jak ona zaczyna te lalki czyścić i prać im ubrania. Że jej się to wszystko nie pomiesza!

- A bo piorę po dziesięć - tłumaczy Irena. - Nie mam żadnych oznaczeń, wiem, co do której. Każde ubranko oczywiście jest prane ręcznie, zakładane tego samego dnia. Gdy pierwsza seria jest czyściutka, biorę kolejnych dziesięć. I tak aż do stu sześćdziesięciu.

Ten rytuał odbywa się dwa razy do roku - przed Bożym Narodzeniem i przed Wielkanocą.

Co wtedy robi Jerzy? A Jerzy wcale się nie nudzi. Bo też ma swoje pasje. Gromadzi talerze z ornamentami, dzbany, dzbanki, zegary, żelazka z duszą, łyżeczki z różnych stron świata. Ma tego całą ścianę w kuchni. W centralnym miejscu stoi natomiast samowar. - Przyjechał z Rosji. To pamiątka sprzed wojny.

Kolekcji Jerzego to jednak nie koniec. W pokoju gościnnym dominują wielkie modele statków. To ręczna robota Jerzego. Na ścianach zaś są obrazy, które łabiszynianin samodzielnie namalował, odwzorowując dzieła słynnych twórców. - O, a tu obraz uwspółcześniony, nawiązujący do pandemii. "Krzyk" Edvarda Muncha, z maską - przyznaje.

O każdym swoim dziele mógłby długo opowiadać. Pokazując, rzecz jasna, szczegóły.

- Trzeba mieć jakąś pasję - przyznają zgodnie Irena i Jerzy. Chwilę się zamyślają, a zaraz potem kierują wzrok na zdjęcia: - Tu są nasze wnuki. Świetnie mówią po polsku.

Zdjęć jest masa. Dzieci widać w całym mieszkaniu. - Łączymy się z nimi przez szklany ekran. Czasem to i dwie godziny rozmawiamy.

- W ogóle przez te lalki to się zrobiłam trochę sławna - śmieje się i puszcza oko pani Irka. - Jedna znajoma mi mówi: "A mogę przyjść, chociaż dotknąć? Bo takie piękne są?!" - A proszę!

Irena Lewandowska z Łabiszyna i jej pierwsza lala kupiona przez córkę w Anglii. (Na kolejnych zdjęciach pani Irenka z mężem Jurkiem na tle swoich kolekcji).

Małżeństwo z Łabiszyna: Mają swoje pasje. Irena kolekcjonuje...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na znin.naszemiasto.pl Nasze Miasto