Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Leszka Jakubowskiego, zmarłego burmistrza Żnina, wspomina Stefan Czarnecki - kolega z lat młodości

Iwona Góralczyk
Iwona Góralczyk
"Nigdy nie wypinał piersi do odznaczeń, a jak jakieś otrzymał, nie czuł się z tym komfortowo. Był nasz, swój. I przez to był lubiany" - mówi Stefan Czarnecki, kolega Leszka Jakubowskiego już od lat dzieciństwa.
"Nigdy nie wypinał piersi do odznaczeń, a jak jakieś otrzymał, nie czuł się z tym komfortowo. Był nasz, swój. I przez to był lubiany" - mówi Stefan Czarnecki, kolega Leszka Jakubowskiego już od lat dzieciństwa. ze zbiorów Stefana Czarneckiego
Nigdy bym się nie spodziewał, że będziemy rozmawiać na taki temat. Każda śmierć jest dużym przeżyciem. Nasz lokalny poeta - Marek Koziński, napisał w swoim wierszu, że Pan Bóg się postarzał i często nie pozwala nam, śpiącym, się obudzić. Tak właśnie Leszek pożegnał się z nami.

Do głowy przychodzą tysiące wspomnień. Szczególne są te z naszego wspólnego dzieciństwa, młodości. Te, które miały miejsce w dzielnicy Mała Osada.

Leszek mieszkał w tzw. blokadzie, czyli jednym z czterech bloków zbudowanych przez Niemców dla urzędników. Były to, w czasie powojennym, lokale niewielkie, ale luksusowe, bo z łazienkami.

Ja mieszkałem tuż obok - na ulicy Moniuszki. Na naszym osiedlu była masa dzieci, nad którymi "pieczę" miał nieco starszy od pozostałych Józiu Kaczmarek. Wymyślaliśmy tysiące zabaw - w ogrodzie, a zwłaszcza nad jeziorem.
Z wodą to w ogóle mieliśmy do czynienia przez cały rok.

Leszek był dobrym pływakiem. Potrafił dopłynąć do Wilczkowskich Gór i - nie dotykając brzegu - wrócić na Małą Osadę, co u mnie i moich rówieśników wzbudzało uznanie.
Jak tylko lód na jeziorze zamarzł, braliśmy się w kilkunastu pod boki i szliśmy ławą, tworząc tzw. giętówę. To znaczyło, że przed nami lód tworzył falę, jakby to była uginająca się kołdra. Tak to sobie wyobrażaliśmy. I tylko było pytanie: "Kto pierwszy wpadnie do wody?!"

Pewnego razu wpadł Leszek. Wszyscy uciekli, ja sparaliżowany zostałem i wyciągnąłem go z jeziora. Chwaląc się w szkole i gdzie tylko mogłem, opowiadałem, że uratowałem Leszkowi życie, w istocie jednak nie dodając, że wpadł on tylko powyżej pasa.

Ze szkoły podstawowej, wówczas znajdującej się przy "małym" kościele, na Śniadeckich, wracaliśmy często parę godzin. Bo rzucaliśmy sobie do Gąsawki okręciki w postaci małych słomek. Rywalizacja polegała na tym, kogo stateczek pierwszy dopłynie do Dużego Jeziora.

Raz kupiliśmy sobie mnóstwo zeszytów i każdy zrobił po sto łódek.

Byliśmy zachwyceni, jak to płynęło po Gąsawce. Ale po 20 minutach cała rzeczka była pokryta kartkami. Zrobiła się afera w mieście, kto tak naśmiecił.

W ogrodzie wymyślaliśmy skocznie wzwyż, w dal. Były i oczywiście niesamowite hity tamtego pokolenia - gra w klipsa, w osła, palanta.

W maju, gdy pojawiały się chrabąszcze, na ulicy Moniuszki biegało za nimi z trzydzieścioro dzieci. Nie liczyły się płoty, drzewa, podarte spodnie i krew na nogach.

Wszystko to jest świetny pryzmatem, aby spojrzeć na następne etapy życia Leszka.

Lata młodości, związane z jeziorem i pasją jego ojca, który był wybitnym działaczem wędkarstwa w województwie bydgoskim, zaowocowały tym, że Leszek ukończył Technikum Rybactwa w Sierakowie Wlkp.

Później miałem zaszczyt z nim studiować w bydgoskiej ATR na wydziale rolnictwa.

Leszek był o pół stopnia, a może nawet cały, zdolniejszy ode mnie. Lubił przedmioty ścisłe, ja byłem humanistą, zatem uzupełnialiśmy się, a jego przewagę wykorzystywałem sprytem.

Po ciężkim egzaminie, zdanym czy oblanym, szliśmy na obiad do Orbisu, co było wtedy nie lada wyczynem finansowym.

W czasie naszej młodości potrafiliśmy przez całą noc dyskutować. Wchodziła w grę między innymi polityka. Dyskusja kończyła się pytaniem: Jak długo jeszcze ten system się utrzyma?

Leszek zwykł podkreślać: "Jeśli przyjdzie do Europy wojna, na pewno od Związku Radzieckiego". I to się teraz sprawdza.

Chodziłem do niego na pogaduszki do budynku GS-u, dzisiaj należącego do Spółdzielni Rolnik. Było to ciemne biuro, rozmawialiśmy szeptem, bo nie byliśmy sami.

Potem, za namową wójta Kazia Janusa, Leszek - jako inżynier, był kierownikiem służby rolnej w Gąsawie.

Ja natomiast znałem te wszystkie tereny wokół gminy, bo przez 15 lat byłem inspektorem Centrali Nasiennej.

Byłem świadkiem rozwoju, działalności, pracy, sukcesów i porażek, które Leszek odnosił będąc aż 20 lat burmistrzem Żnina.

Wiedziałem dokładnie, jak tę pracę na stanowisku przeżywa, jak się dla niej poświęcał i ilu dobrych rzeczy dokonał.

Często dotyczyły rzeczy niewidocznych, bo inwestycji pod powierzchnią ulic.

W mojej ocenie zostawił, jako pierwszy burmistrz po przemianach ustrojowych, bardzo wiele dobrych po sobie śladów.

Z natury nie był politykiem i karierowiczem, a ta ciężka, odpowiedzialna praca, była związana z tym, że w ten sposób działał zarówno dla dobra gminy jak i swojej rodziny.

Był na pewno człowiekiem bardzo skromnym, pracowitym, bardzo pobożnym i uczciwym.

Nigdy nie wypinał piersi do odznaczeń, a jak jakieś otrzymywał, nie czuł się z tym komfortowo.

Graliśmy dużo w szachy. Pracując na takim stanowisku, z konieczności - chcąc nie chcąc - jednak stał się politykiem.

Umiejętność gry w te szachy właśnie wiele rzeczy mu ułatwiała. Leszek potrafił sobie zjednać i dobrze współpracować z radą.

Przy tym był nasz, swój. I przez to był lubiany.

W tym rzemiośle politycznym stawał się coraz bardziej sprawny.

Wielu ludziom pomagał. Nikomu niczego nie zazdrościł. Nie był zawistny.

Nie przypominam sobie za jego rządów kłótni, zawirowań, buntowniczych koalicji.

Zostawił po sobie znaczący dorobek i dobre wspomnienia.

Na osiedlowym wzgórzu, w naszej Małej Osadzie, jest zapalona świeczka. To dla Leszka. Będzie płonęła przez okrągły rok.

**********

Msza pogrzebowa odbędzie się w najbliższą sobotę, 19 marca, o godzinie 11:00 w kościele p.w. św. Floriana w Żninie.

Po mszy kondukt żałobny przejdzie na cmentarz przy ulicy 700-lecia w Żninie.

W uroczystościach pogrzebowych wezmą udział delegacje i poczty sztandarowe jednostek samorządu terytorialnego, instytucji, placówek oświatowych i organizacji pozarządowych.

Uroczystości pogrzebowe zostaną poprzedzone odmówieniem różańca o godzinie 10:30 w kościele p.w. św. Floriana w Żninie.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na znin.naszemiasto.pl Nasze Miasto